Pewna sroka, co swe stado gdzieś za miedzą miała,
Przez dnie całe się nudziła i z nudy ziewała…
Już jej gniazdko nie cieszyło, ni z sąsiedztwa ptaki,
Dziób zwieszała, skrzecząc czasem - ot, dla niepoznaki…
Chociaż czyżyk tak się starał, prawiąc jej słodkości,
Wszystko na nic… Zamarzyło jej się wybrać w gości,
Tam brylować zapragnęła i postroszyć piórka,
Więc wymknęła się raz w nocy z własnego podwórka…
A że sroka sprytna była, plan przebiegły miała:
Mądrą sowę, co wie wszystko, poudawać chciała.
Więc latała tu i ówdzie, skrzecząc nader szczodrze,
Lecz się planu jej wykonać… nie udało dobrze.
Bo kto słyszał, aby sowa skrzeczała jak… sroka?
Wie to każda lepsza kaczka, czy z kurnika kwoka,
Że zwyczajem sów od zawsze jest - pohukiwanie,
A skrzeczenie – srok.
To wszystko, Panowie i Panie… ;-)